Aktualności

Rudyszyn: Czy protesty przeciwko węglowi w Polsce promują węgiel z Czech i Niemiec?

BiznesAlert.pl publikował już materiał poświęcony protestom przeciwko polskiej odkrywce węgla brunatnego pt. Czeski film o odkrywce w Turowie. Czas na sequel w którym Piotr Rudyszyn z Instytutu Jegiellońskiego prezentuje kolejne fakty o protestach, które sekują węgiel z Polski i mogą służyć promocji…węgla z Czech i Niemiec.

Powiedzenie „czeski film” wywodzi się od pierwszej po II. wojnie światowej komedii Josefa Macha pod tytułem „Nikt nic nie wie”, która zyskała w Polsce bardzo dużą popularność. Film spodobał się ludziom do tego stopnia, że z czasem pojawiło się w języku powiedzenie; nikt nic nie wie, czyli czeski film. Stało się frazeologizmem określającym sytuację w której dzieje się coś dziwnego, ale nie wiadomo o co chodzi, co i dlaczego się wydarzyło. Jako ciekawostkę dodam, że sami Czesi nazywają taką sytuację „hiszpańską wioską”.

Polska Grupa Energetyczna kończy właśnie budowę nowego 11. bloku 450MW w elektrowni Turów. Do pracy nowego bloku i starych bloków elektrowni potrzebna jest kontynuacja rozbudowy kopalni, ale wydobycie będzie prowadzone wyłącznie w obszarze określonym w decyzji z 1994 roku. Głównymi przeciwnikami rozbudowy kopalni są Czesi. Jeśli zablokują lokalne miejsce wydobycia, elektrownia będzie musiała kupić węgiel z innych. Najbliższe są w Czechach i Niemczech. Tak się jednak składa, że te niemieckie też należą do czeskich właścicieli – oligarchów, którzy pośrednio wspierają protesty przeciw rozbudowie kopalni w Polsce. Dodatkowo w sprawę zaangażowane są polskie organizacje ekologiczne i czeski minister środowiska, wieloletni dyrektor w firmie czeskiego premiera też oligarchy. Nieformalnym liderem protestujących jest wywodzący się z jednego z przygranicznych miasteczek marszałek województwa libereckiego, który ma postawione zarzuty korupcyjne. To istny czeski film.

Elektrownia i kopalnia w Turowie

Elektrownia Turów to trzecia co do wielkości w Polsce węglowa elektrownia cieplna, kondensacyjna, blokowa z międzystopniowym przegrzewem pary i zamkniętym układem wody chłodzącej, opalana węglem brunatnym. Elektrownia znajduje się w Bogatyni (powiat zgorzelecki) na styku granic Polski, Czech i Niemiec. Jej moc osiągalna wynosi 1498,8 MW. Roczna produkcja energii elektrycznej brutto to 13 144 008 MWh. podczas której zużycie węgla brunatnego na jej produkcję i produkcję energii cieplnej wynosi 11 991 500 ton. 

Elektrownia Turów pracuje nieprzerwanie od 1962 roku. W 2005 roku zakończyła się jej kompleksowa modernizacja. Był to jeden z największych procesów inwestycyjnych w Europie Środkowej dzięki czemu jest najnowocześniejszą w kraju elektrownią opalaną węglem brunatnym. Dysponuje sześcioma nowoczesnymi blokami z kotłami fluidalnymi o wysokiej sprawności. Obecnie w Elektrowni pracują bloki pierwszy, drugi i trzeci o mocy 235 MW każdy i czwarty, piąty i szósty o mocy 261 MW. Na ukończeniu jest budowa bloku 11 o mocy 450 MW. Podobnie jak w wypadku innych elektrowni tego typu, zgodnie z polityką energetyczną Unii Europejskiej wciąż podejmowane są działania mające na celu ograniczenie szkodliwego wpływu elektrowni na środowisko. Po raporcie WWF z 10 maja 2007 roku Elektrownia Turów została uznana za emitującą największe względne (w przeliczeniu na produkcję energii elektrycznej; 1,15 tCO2/MWh) ilości gazów cieplarnianych do atmosfery w Polsce oraz ósmą w Europie.

Udział mocy Turowa w systemie energetycznym kraju wynosi ok. 8 procent. Paliwo podstawowe, czyli węgiel brunatny, jest dostarczane przenośnikami taśmowymi z Kopalni Węgla Brunatnego Turów. Kopalnia położona jest w obrębie Obniżenia Żytawskiego, leżącego między Masywem Łużyckim a zachodnią częścią Gór Izerskich, w obrębie Przedgórza Izerskiego. Kopalnia Turów znajduje się w zachodniej części województwa dolnośląskiego, w centralnej części tzw. Worka Turoszowskiego leżącego między granicami państwowymi Niemiec i Czech.  W najwęższej części worek ma tylko dwa kilometry szerokości. 

W Kopalni Turów złoże węgla brunatnego eksploatowane jest w sposób przemysłowy metodą odkrywkową już od roku 1904, była to kopalnia Herkules. W 1924 zagłębie przeszło w posiadanie koncernu Aktiengesellschaft Sächsische Werke, wydobywany węgiel był dostarczany do brykietowni i elektrowni Hirschfelde (Friedensgrenze). W 1947 wprowadzono nazwę Turów, a eksploatowane złoże nazwano Turów I. W 1968 rozpoczęto budowę kopalni Turów II, powstał wówczas kombinat paliwowo-energetyczny który poza dwoma złożami obejmował również elektrownię cieplną w Turoszowie. Roczne wydobycie wynosi ok. 12 mln ton węgla, dodatkowo zdejmowane jest 30 mln m³ nadkładu. Powierzchnia odkrywki wynosi 2400 ha. 

Obecnie planowane są prace, jak pisze PGE, polegające na zmianie MPZP gminy Bogatynia na obszarze niecałych 15 ha. Kopalnia Węgla Brunatnego Turów nie planuje rozszerzenia działalności poza określone 25 lat temu granice wskazane w koncesji. Wydobycie będzie prowadzone wyłącznie w obszarze określonym w decyzji z 1994 roku.

Obowiązująca koncesja na wydobycie została wydana przez ministra ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa w 1994 roku. W jej ramach został wyznaczony obszar górniczy „Turoszów-Bogatynia”, który  uwzględniony jest w obowiązujących dokumentach planistycznych gminy Bogatynia. Tak więc teren kopalni się nie zwiększy. Eksploatacja złoża postępuje w kierunku południowo-wschodnim do docelowych granic wyznaczonych w projekcie zagospodarowania złoża. Tempo prowadzonej działalności w kopalni wymaga wydłużenia czasu obowiązywania koncesji. Ten proces nie wiąże się jednak z powiększeniem obszaru obowiązującej koncesji. W praktyce oznacza to, że żadne nowe tereny nie zostaną objęte działalnością kompleksu wydobywczo-wytwórczego.

Protesty w Czechach

Od kilku miesięcy jednak Czesi protestują regularnie przeciwko rozbudowie odkrywki, a oficjalnie mieszkańcy czeskich przygranicznych miejscowości. Liderem protestów jest miasteczko Hradek nad Nysom. Wśród argumentów podają zagrożenie suszą, zarzucają nierzetelność opracowaniom środowiskowym wykonanym na potrzeby uzyskania decyzji administracyjnych przez PGE. Jednym z kluczowych argumentów jest ich zdaniem fakt, że ekspertyzy zostały wykonane na zlecenie i za pieniądze inwestora, czyli PGE. Tak się jednak składa, że wszędzie tego typu opracowania są zlecane przez inwestorów, także w Czechach z tą różnicą, że w Polsce jest dodatkowy wymóg prawny dotyczący kompetencji wykonujących takie opracowania. Oczywiście takiego wymogu nie ma w Czechach. Najpierw mieszkańcy regionu sąsiadującego z odkrywką wystosowali list do krajowego ministerstwa z szeregiem negatywnych uwag odnośnie planowanej inwestycji. Ich uwagi dotyczyły głównie problemu z wodą pitną oraz ubytkiem wód gruntowych. Strona polska od lat twierdzi, że zanik wody w Czechach nie ma związku z kopalnią odkrywkową. Teraz nie tylko przygraniczna społeczność, ale sama Republika Czeska nie wyraża zgody na rozbudowę Turowa. Strona polska konsekwentnie odmawia przyjęcia na siebie odpowiedzialności za zaistniałą sytuację, tłumacząc m.in., że na obniżenie zwierciadła wody podziemnej w miejscowości Uhelna w Czechach wpływa samo ujęcie wody w Uhelnej. 

Jest to prawda. Jak nieprzystające do rzeczywistości są argumenty mieszkańców pokazuje jeden fakt, iż ilość wody jaką Uhelna wydobywa w 1,5 miesiąca, kopalnia wypompowuje w jeden dzień. Należy tu dodać, że kopalnie codziennie wypompowują wodę na zewnątrz odkrywki. Woda ta nie jest tracona, tylko trafia w miejsca retencji, do rzek, itd. W przeciwnym razie niemożliwe byłoby prowadzenie prac w samej odkrywce. PGE wielokrotnie proponowała dostawy wody na stronę czeską, ale Czesi nie skorzystali z tych propozycji. 

PGE podaje, że nie istnieją dowody potwierdzające wpływ działalności górniczej w Niecce Żytawskiej na osiem czynnych ujęć wody (Loučna, Dolni Sucha, Pekařka velka, Dĕtrichov, U Nemocnice (Frydlant), Bažantice, Višňova, Pertoloice), znajdujących się na terenie Czech. Należy zaznaczyć, że od wielu lat wpływ odkrywki Turów na wody podziemne jest monitorowany przez polsko-czeskie i polsko-niemieckie zespoły specjalistów. Sieć obejmuje ok. 550 otworów monitoringowych, a wyniki badań potwierdzają, że kopalnia nie powoduje odwodnienia wyżej wymienionych ujęć wody pitnej. Ponadto, Niecka Żytawska, głęboka na 300 metrów, otoczona jest skałami krystalicznymi, co ogranicza w znaczny sposób odpływ wody z obszarów z nią sąsiadujących. W celu ochrony innego ujęcia, w Uhelnej, które znajduje się w strefie brzeżnej Niecki Żytawskiej, zostały podjęte działania nad opracowaniem technicznych sposobów ograniczenia wpływu odwadniania kopalni na otoczenie. Na podstawie wykonanych  badań  modelowych stwierdzono, że najskuteczniejszym będzie budowa  ekranu przeciwfiltracyjnego. Obecnie opracowywany jest projekt techniczny tego ekranu. 

Tym samym ujęcie Uhelna zostanie zabezpieczone przed potencjalnym oddziaływaniem odkrywki Turów do roku 2044. Należy także zaznaczyć – dodaje PGE, że oddziaływanie odwodnienia odkrywki Turów jest przedmiotem prac Polsko-Czeskiej Komisji ds. Współpracy na Wodach Granicznych, w ramach której działa Zespół Ekspertów Hydrogeologów ds. oddziaływania KWB Turów na teren Republiki Czeskiej. Eksperci strony czeskiej otrzymują na bieżąco materiały i dane od strony polskiej. Wyniki modelowania hydrogeologicznego wykonanego w 2016 roku zostały stronie czeskiej przekazane 7 września 2017 roku na spotkaniu we Wrocławiu. Od tego momentu strona czeska otrzymała także szereg innych dokumentów i analiz m.in. w ramach transgranicznej oceny oddziaływania na środowisko projektu zmiany miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego Miasta Bogatynia dla 14,6 ha potrzebnych pod kontynuację eksploatacji złoża Turów.

Polscy pomocnicy

Zbierając materiały do  tego artykułu natrafiłem na szereg stron internetowych polskich organizacji środowiskowych zaangażowanych w spór pomiędzy mieszkańcami czeskich miejscowości i polskim przedsiębiorstwem energetycznym PGE. Dochodzę do wniosku, że Polsce „obrońcy przyrody” są bez problemu w stanie wystąpić przeciw polskim firmom tylko dla swoich celów. To, że czescy mieszkańcy chcą odszkodowań od dużych firm i próbują coś ugrać, nie dziwi. Dziwi mnie jednak, że nie ma tam czeskich organizacji przyrodniczych, a są polskie. Te same organizacje walczą o przyznanie środków unijnych dla regionów górniczych i chcą być ich beneficjentem. Krótko mówiąc chcą za mieszkańców tych terenów wydać pieniądze na transformację od węgla do OZE. 

Nie mają jednak szczęścia, bo bez ich udziału po stronie polskiej powstaje właśnie kolejnych ponad 50 MW fotowoltaiki, a do tej pory doszło do instalacji tylko na terenie powiatu zgorzeleckiego ponad 150 MW OZE. Dodatkowo ze środków gminnych i unijnych sfinansowano setki mikro instalacji OZE. Wygląda więc na to, że lokalni mieszkańcy mogą poradzić sobie lepiej sami bez pomocy ekologów. Lepiej też będą w stanie rozdysponować środki unijne na transformację swojego regionu. Podobnie Czesi znaleźli oparcie w swoim ministrze środowiska i też chyba nie skorzystają z „doświadczenia” przyrodników.  Ciężko zrozumieć intencje polskich ekologów, bardziej zainteresowanych tym sporem od swoich czeskich kolegów. Chyba nie rozwiązali jeszcze wszystkich polskich problemów ekologicznych?

Czeski rząd i urzędnicy

Nikogo w Czechach nie dziwi fakt, że ich premier jest jednym z najbogatszych obywateli kraju (2. na liście najbogatszych Czechów) i trzecim w Europie Środkowej. Jego majątek jest szacowany na prawie trzy miliardy USD. Nawet obecny prezydent USA nabrał szacunku do Andreja Babisza (736 na liście Forbes) kiedy dowiedział się, że ten może być od niego bogatszy. Przeszłość premiera Czech jest jego największą wadą. Premier urodził się na Słowacji, w latach 80’ był członkiem Komunistycznej Partii Czechosłowacji, funkcjonariuszem służb specjalnych StB w Czechosłowacji, a dokładniej jej słowackiej części, dzięki lukom w prawie ominął ograniczenia ustawy dekomunizacyjnej zabraniającej sprawowania funkcji publicznych na Słowacji i został najpierw ministrem finansów, a później premierem Czech. Pomimo tego, że w ostatnim czasie Sąd Najwyższy w Bratysławie uchylił wyrok uniewinniający Babisza, sprawa dotyczy innego państwa i w Czechach może spokojnie pełnić funkcje publiczne. Do dziś nie zostało wyjaśniony, a raczej sprytnie uciszony szereg śledztw w sprawie podejrzeń o defraudacje finansowe w firmach kontrolowanych przez premiera i wyłudzenia dotacji unijnych przez firmy Babisza. Symbolem naciągania i omijania przepisów przez premiera, a potem tuszowania tych działań przez panią minister sprawiedliwości jest „sprawa bocianiego gniazda”. Dziennikarze w Czechach dopytują o użytkowanie bez stosownych umów kilkuset hektarów ziemi przez ogromny koncern rolniczo-spożywczy Agrofert należący do premiera. Agrofert jest jednym z największych obszarników w Czechach uprawia ponad 100 tysięcy hektarów ziemi, co stanowi około 3% powierzchni kraju i posiada pod kontrolą ponad 250 mniejszych firm. Zatrudnia ponad 33 tysiące ludzi. Jest czołowym producentem produktów spożywczych, drzewnych, transportowych, medialnych oraz nawozów sztucznych, maszyn rolniczych, hoteli i chemii. Agrofert posiada też 23 tytuły prasowe w tym dwa najpoczytniejsze dzienniki „Lidove Noviny” i „Mlada Fronta Dnes”, 3 stacje telewizyjne i jedną radiową. To dzięki tym aktywom osoby zależne od firm premiera usilnie budują w Czechach czarny PR polskiej żywności, okien czy materiałów budowlanych, które coraz lepiej sprzedają się w Czechach, a Polska jest największym eksporterem żywności nad Wełtawą. Jest obecnie drugim największym partnerem handlowym Czech i posiada nadwyżkę w wymianie handlowej. To wszystko powoduje, że Babisz i jego otoczenie widzi w Polsce największą konkurencję. Wyraz temu daje nieustannie, a do historii przeszedł program w którym w niewybredny sposób odmówił zjedzenia w programie telewizyjnym polskiej kiełbasy. W 2014 roku rząd wydał specjalne wytyczne dla czeskich służb sanitarnych nakazujące nadzwyczajne kontrole produktów z Polski. Premier przez Agrofert walczy też w sądach z Orlenem o kwotę trzech miliardów złotych.

Partia założona przez Babisza, a raczej Ruch ANO (skrót od Anonimowych Niezadowolonych Obywateli, akronim to odpowiednik polskiego “tak”) jest mistrzem w odgadywaniu nastrojów społecznych, co każe jej często i znacząco zmieniać zdanie. Nieraz w ciągu kilku tygodni ANO zmieniało nie tylko zdanie na jakiś temat, ale nawet poglądy w kluczowych sprawach. Tak było choćby ze stosunkiem do Unii Europejskiej. Babisz ze skrajnego liberała i zwolennika Wspólnoty stał co najmniej eurosceptykiem i populistą. Ministrowie w rządzie to najczęściej zaufani współpracownicy Babisza i często byli dyrektorzy w jego firmach, jak minister środowiska Richard Brabec czy minister sprawiedliwości Marie Beneszova. Nasi południowi sąsiedzi mówią o tym, że gospodarka Czech skupiona jest w rękach miejscowych oligarchów i że ta mała grupa wzajemnie się wspiera. Politycy dość masowo i powszechnie są bohaterami negatywnych newsów z wątkami korupcyjnymi w tle i to nie tylko w rządzie, ale także w regionach. Republika Czeska w odróżnieniu od swoich sąsiadów regularnie spada w rankingach transparentności. Coraz mniej jest polityków, którym nie została jeszcze zarzucona korupcja. 

Kopalnie w Mostie, Sokolovie i niemieckich Łużycach

Czeskie kopalnie węgla brunatnego znajdują się w trzech regionach, czyli po czesku “krajach”, odpowiednio w Kraju Libereckim, Karlowarskim i Usteckim, w północno-zachodniej części państwa. Ich właścicielami są czescy oligarchowie prowadzący fundusze korzystające często z rosyjskich i chińskich czy arabskich pieniędzy. Kopalnia w Sokolovie należy do Frantiszka Sztepanka (32. na liście najbogatszych w Czechach), Kopalnia w Mostie należy do Pavla Tykacza (7. na liście). Dodatkowo właścicielem niemieckich kopalni węgla brunatnego z zagłębiu łużyckim z grupy LEAG jest Daniel Krzetinski (5. na liście) prywatnie zięć najbogatszego Czecha Petra Kellnera. Wszystkie te kopalnie są oddalone nie więcej niż 100 kilometrów od naszego Turowa. Wszyscy ci dostawcy są zainteresowani dostawami węgla brunatnego do Polski. Tak więc wstrzymanie rozwoju kopalni w Turowie i rozbudowa elektrowni są dla nich dobrą wiadomością. 

Nie dziwi mnie zatem fakt, że to Czesi, ich oligarchowie i samorządowi politycy blokują rozwój polskich inwestycji w Turowie. Minister środowiska, były dyrektor w Lovochemie kontrolowanym przez Andreja Babisza, osobiście „pilnuje” sprawy Turowa. W ostatnich latach ministerstwo środowiska nie podjęło żadnych działań przeciwko czeskim kopalniom węgla brunatnego, ale dzielnie broni przygraniczne wsie przed szkodami górniczymi i negatywnym oddziaływaniem odkrywki w Turowie. Największym sojusznikiem ministra w regionie jest hejtman (marszałek) libereckiego kraju (województwa) Martin Puta. Ten pochodzący z Hradku nad Nysom polityk ma od kilku lat postawione zarzuty korupcyjne oraz powoływania się na wpływy. Toczą się przeciw niemu dwa postępowania i z dużym prawdopodobieństwem można uznać, że jego los zależy od przychylności pani minister sprawiedliwości MariiBeneszovej z partii premiera Babisza, która kilka razy ratowała już z opresji polityków przychylnej jej opcji. To może tłumaczyć jego gorliwość w działaniach przeciw polskiej kopalni. 

O co chodzi w czeskim filmie?

Nasi południowi sąsiedzi nie znają naszego powiedzenia o „czeskim filmie”.  Dla nich to „hiszpańska wioska”, a faktycznie w opisywanej sprawie mamy do czynienia z babiszową wioską. Jeden z najbogatszych ludzi w kraju, który na co dzień walczy z polską konkurencją w swoich firmach, tutaj za pomocą najbardziej zaufanych ludzi blokuje rozbudowę konkurencyjnej kopalni, żeby umożliwić swoim przyjaciołom sprzedaż węgla do Polski. Jednak, żeby nie było to tak oczywiste, robi to rękami uzależnionych od siebie polityków i działaczy lokalnych oraz polskich aktywistów i ekologów, którzy co nieoficjalnie mówią mieszkańcy, korzystają z pieniędzy czeskich oligarchów, do których należą konkurencyjne kopalnie w Czechach i Niemczech. 

Jeśli więc w czeskim filmie nie było wiadomo o co chodzi, w babiszowej wiosce wszystko staje się jasne. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, zawsze chodzi o pieniądze.

https://biznesalert.pl/

wycieczki wycieczki dział kadr i spraw socjalnych dział kadr i spraw socjalnych spółki spółki galeria zdjęć galeria zdjęć